piątek, 21 listopada 2014

Bratem Twoim Natura, a nie Człowiek. Czyli recenzja "Krew i Srebrne Oczy"

Autor: Paweł Atamańczuk
Tytuł: Krew i Srebrne Oczy
Wydawnictwo: self-publishing
Data wydania: 4 listopada 2014
Kategoria: fantastyka, fantasy



          Dawno, dawno temu... chociaż nie aż tak dawno w moje ręce wpadł debiut Pawła Atamańczuka „Krew i Srebrne Oczy”. By nie czuła się samotnie, w kierowanej do mnie przesyłce dołączyła do niej zakładka (na punkcie których mam obsesję), płyta z muzyką autorstwa Pawła oraz liścik, w którym prosi, abym po otrzymaniu swojego egzemplarza zrobiła sobie zdjęcie z książką i wysłała je na podany w liście e-mail. Sam autor, jak mówi, jest sercem i duszą związany z Krakowem, w którym mieszka i tworzy. Paweł działa na paru płaszczyznach: jest muzykiem-amatorem (gitara, bass), komponuje w klimatach muzyki rockowej, metalowej i symfonicznej, od niedawna zgłębia tajniki fotografii, a od czasu do czasu lubi sobie pobazgrać ołówkiem.


          Ce'Seline Di Votte jest utalentowaną Tancerką Ostrzy z Kalivali. Dziewczyna ma oczy o niespotykanym srebrzystym kolorze. Ich barwa to efekt uboczny tajemniczych mocy. Akcja książki rozpoczyna się w momencie, gdy Seline czeka na wyrok za uprawianie magii. Dzięki pomocy kapitana straży Patricka udaje jej się uniknąć kary śmierci, która wymierzona by była dość brutalnie. Jednak to dopiero początek historii. Dziewczyna zabija kapitana i wyrusza na poszukiwania banitów, którzy towarzyszyć jej będą w pewnej podróży. Co łączy Seline z Kurtem Wolfstone'm? Kim jest drugi srebrnooki Tancerz Ostrzy? Jaki jest cel podróży? Czy tak naprawdę dziewczyna sama kieruje swoim losem, czy może zdana jest na stojących wyżej od niej? Historia, która zabierze Cię w niesamowitą i pełną przygód podróż po krajach Federacji Terilandu.

          Przejdźmy do meritum. Na początku omówię to, co mi się najbardziej podobało w powieści. Osoby, które mnie znają, wiedzą, że czasem ciężko mnie zachęcić do sięgnięcia po coś innego niż tak zwany ckliwy romans. Ale jeśli już sięgnę i nie tyle że przeczytam, a pochłonę daną książkę, oznacza to, że była naprawdę dobra, skoro mnie zaciekawiła. Autor ani na moment nie pozwala czytelnikowi się nudzić. Książkę wypełnia nieprzerwana akcja. Gdy jeden wątek się kończy, pojawia się kolejny. Tak, że ta pozycja - jak na debiut literacki - jest napisana dobrze. Bardzo dobrym zagraniem było zamieszczenie na łamach książki mapy federacji. Dzięki temu, gdy gubiłam się albo pojawiało się nowe miejsce, mogłam bez problemu odnaleźć się w fabule. Kolejny plus należy się za spis oraz opis bohaterów. Przyznam, że kusiło mnie, aby zacząć czytanie książki od tego momentu. Jednak za radą autora zrezygnowałam. Zaglądałam tam jedynie wtedy, gdy naprawdę tego potrzebowałam. Jak już wspominałam we wstępie, autor lubi sobie od czasu do czasu pobazgrać ołówkiem. W trakcie całej lektury można przyjrzeć się z bliska jego pracom. Ciekawy pomysł na pokazanie większej cząstki siebie czytelnikowi. Na końcu książki zamieszczono wstawkę historyczną, która pozwala czytelnikowi poznać historię całej federacji. Świetny pomysł. Pisałam już o płytce, na której są autorskie utwory Pawła. Autor chciał pobudzić naszą wyobraźnię nie tylko rysunkami, mapką oraz treścią, ale również muzyką dopasowaną do książki. Z takim pomysłem miałam okazję spotkać się jedynie przy powieści „Arisjański fiolet. Cisza” autorstwa Poli Pane. Do książki, również dołączona była płytka. Jedyną różnicą między muzyką do „Krew i Srebrne Oczy” i „Fioletem” jest to, że Paweł jest kompozytorem muzyki oraz to, że muzyka nie pojawiała się bezpośrednio w fabule książki jako jej element. W każdym razie ja tego nie zauważyłam. Nie może też zabraknąć opinii o okładce. Mateusz Śladkowski przy jej projekcie wykonał kawał dobrej roboty. Nie obędzie się jednak bez przysłowiowego „ale”. O tym za chwilę. Na samym końcu pozytywów wspomnę o podziękowaniach. Mało który autor decyduje się na taki zabieg w swojej książce. Co jest niestety przykre. W końcu, aby książka powstała, pracuje nad tym sztab ludzi. Nie piszę tego dlatego, że znalazłam się na tej liście, choć przyznam, że byłam tym zaskoczona. Jednak na tej liście znajdują się rodzice autora, jego brat, przyjaciele, osoby, które pomagały przy pracy nad książką.

          Żeby nie było, że słodzę. Książka posiada również wady. Mimo że oko z okładki przypadło mi do gustu, nie wiem w końcu, czy należy ono do Seline czy kogoś innego. Osobiście na okładce chętnie zobaczyłabym twarz tancerki, której włosy skrywałby kaptur, by widać było wyraźnie srebrzyste, kobiece oczy. Jednak to tylko moja interpretacja. Fonty wykorzystane na okładce nie przypadły mi do gustu. No i ostatni minus okładki. Niepotrzebnie zamieszczono na jej tyle kolejne oko. Rozprasza podczas czytania opisu książki. Kolejny minus wędruje w stronę nadmiernej ilości postaci w książce oraz imionom, które był dla mnie zbyt skomplikowane. Momentami musiałam przerywać, by kilka razy przeczytać imię, żeby zrobić to poprawnie. W tych momentach zaglądałam do opisu, aby przypomnieć sobie, czy dobrze kojarzę daną postać. Podczas lektury miałam okazję zetknąć się z językiem Kalivawskim. Użyty w całej książce był kilka razy, jednak autor raz zamieścił tłumaczenie, a raz nie, co było denerwujące. Ostatnim minusem są błędy, między innymi interpunkcyjne i ortograficzne. Autor wyjaśnił, że są one wynikiem zbyt szybkiej chęci wydania książki z powodów osobistych i że obiecuje usunąć je w dodruku. Trwają włąśnie prace nad ich usuwaniem, dlatego jestem w stanie je wybaczyć. Nie ma zresztą książek idealnych. bez błędów.

          Podsumowując, książka skierowana jest do czytelnika, który kocha fantastykę. Na pewno czytając tę pozycję, poczuje się jak ryba w wodzie. Sama jestem najlepszym przykładem, że nie tylko miłośnicy fantastyki mogą czytać takie pozycje. Jest to idealna odskocznia od rutyny, w jaką czasem zdarza mi się popadać. Nadmiar jednego gatunku szkodzi. Dzięki tej powieści mogłam odpocząć od klasycznych pozycji, po jakie zwykle sięgam i dać szansę czemuś nowemu. Przyznam szczerze, że jestem ciekawa dalszych losów Seline. Mam nadzieję, że moja opinia pomoże Wam zdecydować, czy chcecie sięgnąć po „Krew i Srebrne Oczy” czy też nie.


2 komentarze:

  1. Bardzo mi się twoja recenzja podoba. Na pewno sięgnę po nią z ochotą. Strasznie mnie zaciekawiłaś. Może uda mi się do końca roku ją posiąść w swoje łapki. Magda Zimna

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm.. Może kiedyś się skuszę i przeczytam tą pozycję, bo jeszcze nigdy się o tej pozycji nie słyszało ;) [ Szept Myśli ]

    OdpowiedzUsuń