niedziela, 4 stycznia 2015

Saper myli się tylko raz. Czyli recenzja „Apokalipsy według Pana Jana”

Autor: Robert J. Szmidt
Tytuł: Apokalipsa według Pana Jana
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 5 listopada 2014
Kategoria: Fantastyka postapokaliptyczna



Oficjalnie mogę ogłosić, że przeczytałam pierwszą książkę w moim życiu z gatunku postapo, i żyję. „Apokalipsą według Pana Jana” przeprowadzono na mnie swego rodzaju chrzest. Bałam się tego gatunku, ale intrygował mnie od czasu, gdy poznałam Gosię z Zapiski przypomnianych krain. Za jej namową sięgnęłam po tego typu literaturę. Ale przejdźmy do meritum.




Polska, dwa lata po nuklearnym piekle. „Wybrańcy” postanawiają opuścić bastion i wyruszają na rekonesans, by ocenić poziom skażenia. Na swojej drodze napotykają opór mieszkańców Wrocławia, którzy przeżyli katastrofę. Na ich czele stoi tajemniczy burmistrz, który każe nazywać siebie Panem Janem. Nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć swój cel. Jednak po drodze czyha na niego wiele pułapek. Kim jest Pan Jan i czy jest on jedyną osobą, która może zapobiec kolejnej apokalipsie? Jak wygląda mapa świata po nuklearnym konflikcie?

Podobno powieść nie należy do najłatwiejszych w tym gatunku, ale czy istnieje taka łatwiejsza? Sama głównie zaczytuję się w typowej literaturze kobiecej, dlatego na początku było mi ciężko wgryźć się w akcję. Ciągle się w niej gubiłam, przez co czytanie pierwszych stu stron szło mi bardzo opornie. Jednak później akcja zaczęła nabierać tempa i wtedy już nie mogłam się od książki oderwać. Ostatnie strony po prostu połykałam. Żałuje, że książka zakończyła się w takim momencie. Jeśli kogoś interesuje „co by było gdyby?”, to sądzę, że pokocha tę historię. Jednym z atutów książki jest miejsce akcji - Wrocław. Kolejny to świetnie dopasowana czcionka, nie męczy wzroku w trakcie czytania. Następny plus za okładkę przedstawiającą zniszczone miasto, co idealnie oddaje charakter powieści, a postać trzymająca flagę od razu kojarzy mi się z tytułowym Panem Janem. Ponadto książka zawiera notkę biograficzną o autorze. Nie każda taką zawiera, a szkoda, bo miło jest przeczytać parę słów na temat twórcy danej pozycji literackiej. Minusem dla mnie jest spora ilość terminów wojskowych. Ja, jako osoba nieznająca się na militariach, mam z tym problem, ale są osoby, które znają ten gatunek i dla nich to nie powinien być problem. Mimo wszystkich zwrotów i nazw, język, jakim posługiwał się autor, nie sprawiał mi kłopotu. Książka zawiera wulgaryzmy, ale kto w dzisiejszych czasach ich nie używa, a zwłaszcza wojskowi. Dzięki nim „Apokalipsa według Pana Jana” wydawała się naturalną i bardzo realistyczną w odbiorze historią.

        
Ciężko było mi rozgraniczyć wszystkie plusy i minusy tej pozycji, ponieważ wady książki stanowiły jednocześnie jej zalety. W obliczu konfliktu Rosja-Ukraina zaczęłam zastanawiać się nad tym, co by było gdyby doszło do takiej katastrofy. Nie ukrywam, że książka pod tym względem skłania do refleksji nad życiem doczesnym. Dlatego należy cieszyć się każdym dniem, jaki dostajemy od życia. Szczerze powiedziawszy, nie wiem, czy poradziłabym sobie w obliczu takiej zgłady. Nie zaliczam się do jednostek o silnej osobowości. Co do polityki Pana Jana, może i jest brutalna, ale sądzę, że jest po stokroć lepsza od obecnej, jaką mamy w kraju.

1 komentarz:

  1. Od dłuższego czasu planuję sięgnąć po książkę z tego typu fabułą. Jednak nie mogłam znaleźć odpowiedniej. Mnie też pewnie będzie ciężką się w nią wbić, bo po raz pierwszy, może sięgnę po ten gatunek.

    OdpowiedzUsuń